''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części
-
- Posty: 198
- Rejestracja: śr mar 25, 2009 2:53 pm
Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części
Trochę dla uzupełnienia tego dwumeczu. W rewanżu w Łodzi w duńskiej bramce zagrał Peter Schmeichel. Miał długie włosy, a piłkę ręką wyrzucał na połowę Widzewa. Było 3:3, a program meczowy był w kolorach zielono-białym. Niestety zaginął.
-
- Klub 1910
- Posty: 286
- Rejestracja: ndz maja 11, 2008 1:42 pm
- Lokalizacja: Zgierz
Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - część 8: "Tryumf"
"(Nie)Zapomniana historia" Część 8: "TRYUMF "
Każdy kibic piłkarski, w szczególności naszego klubu, zapytany, czy Widzew jest utytułowanym klubem, bez chwili zawachania odpowie twierdząco.
Oficjalnie Widzew zdobył 14 medali Mistrzostw Polski, w tym 4 krotnie naszą ligę wygrał, zdobył jeden raz Puchar Polski oraz również raz, Superpuchar.
Jednak tych medali i pucharów w historii Widzewa jest dużo, dużo więcej. Zostały zdobyte na przestrzeni wielu lat podczas różnego rodzaju turniejów czy meczów.
O ile ze wskazaniem na rok zdobycia pierwszego oficjalnego tytułu zazwyczaj nie ma problemu, (dla przypomnienia pierwszy medal, srebrny, w sezonie 1976/1977, pierwszy tytuł mistrzowski w sezonie 1980/1981), tak z podaniem kiedy do klubowej gabloty trafił pierwszy Puchar, nawet historycy mieli by problem. No więc kiedy ten pierwszy Puchar zdobyliśmy w czasach powojennych?
Wszystko działo się w czerwcu 1947 roku. Wtedy właśnie zagraliśmy mecz z okazji tygodnia morza organizowany przez Ligę Morską o Puchar prezesa Andrzejaka.
Dokładnie 26 czerwca 1947 roku o godz. 18:00 rozpoczął się mecz, w którym naszym rywalem był Łks. Zawody zostały zorganizowane na stadionie przy al.Unii.
Przed meczem prezes Ligi Morskiej, pan Andrzejak wręczył obu drużynom pamiątkowe proporce.
5-cio tysięczna publiczność była świadkiem dobrego meczu z naszej strony. Do przerwy utrzymywał się wynik bezbramkowy. Po przerwie Widzew pokazał klasę. Gole Gbyla, Fornalczyka i Cichockiego załatwiły sprawę. Nasi piłkarze wygrali 3:0 i po meczu odebrali Puchar Ligi Morskiej.
O ile o tym meczu można znaleźć informację w encyklopedii Fuji czy klubowych księgach jubileuszowych, to o kolejnym tryumfie kompletna cisza.
A kolejne trofeum wygrane przez Widzewiaków to także Puchar Ligi Morskiej, zdobyte rok później.
30 czerwca 1948 roku o godz. 18:00, dwa kluby ligowe z Łodzi, Widzew i Łks, zmierzyły się w walce na stadionie przy al.Unii by zdobyć Puchar. Mecz nie wyglądał na towarzyski, było dużo walki, a chwilami był brutalny. Nasz Piłkarz, Gbyl, po ciosach w żołądek oraz klatkę piersiową od rywala, musiał opuścić plac gry.
Mecz był bardzo dramatyczny i szala wygranej była po jednej jak i po drugiej stronie. W 8 minucie tracimy gola, jest 0:1. Z czasem zdobywamy przewagę i Pawlikowski w 34 minucie wyrównuje. Do przerwy wynik pozostał bez zmian. W ciągu pierwszych 10 minut 2 połowy padły 3 bramki, najpierw Cichocki strzela dla nas na 2:2, 4 minuty później jest remis 2:2. Pierwsza akcja po utracie gola i rzut karny dla Widzewa. Strzelcem jest Fornalczyk. Kolejne minuty to ataki z jednej jak i drugiej strony.
Ostatecznie to my wygraliśmy 3:2 i trzytysięczna widownia, która zgromadziła się na trybunach, była świadkiem wręczenia piłkarzom Widzewa ich drugiego po wojnie trofeum.
Takie były okoliczności zdobycia przez Widzew jego pierwszych po wojnie pucharów.
26.06.1947 18:00 boisko Łks
Łks - Widzew 0:3 (0:0)
0:1 Gbyl 56, 0:2 Fornalczyk 58, 0:3 Cichocki 68.
Widzew: Uptas, Wiernik, Słaby, Nowak, Konarski, Wochna, Stempel, Fornalczyk, Cichocki, Gbyl, Marciniak.
Widzów 5000.
29.06.1948 18:00 stadion Łks
Łks - Widzew 2:3 (1:1)
1:0 Patkolo 8 1:1 Pawlikowski 34, 1:2 Cichocki 49, 2:2 Patkolo 53, 2:3 Fornalczyk 55
Widzew: Musiał, Wiernik, Kopaniewski, Stempel, Gbyl, Słaby, Cichocki, Wiernik II, Fornalczyk, Pawlikowski, Marciniak.
Widzów 3000.
Każdy kibic piłkarski, w szczególności naszego klubu, zapytany, czy Widzew jest utytułowanym klubem, bez chwili zawachania odpowie twierdząco.
Oficjalnie Widzew zdobył 14 medali Mistrzostw Polski, w tym 4 krotnie naszą ligę wygrał, zdobył jeden raz Puchar Polski oraz również raz, Superpuchar.
Jednak tych medali i pucharów w historii Widzewa jest dużo, dużo więcej. Zostały zdobyte na przestrzeni wielu lat podczas różnego rodzaju turniejów czy meczów.
O ile ze wskazaniem na rok zdobycia pierwszego oficjalnego tytułu zazwyczaj nie ma problemu, (dla przypomnienia pierwszy medal, srebrny, w sezonie 1976/1977, pierwszy tytuł mistrzowski w sezonie 1980/1981), tak z podaniem kiedy do klubowej gabloty trafił pierwszy Puchar, nawet historycy mieli by problem. No więc kiedy ten pierwszy Puchar zdobyliśmy w czasach powojennych?
Wszystko działo się w czerwcu 1947 roku. Wtedy właśnie zagraliśmy mecz z okazji tygodnia morza organizowany przez Ligę Morską o Puchar prezesa Andrzejaka.
Dokładnie 26 czerwca 1947 roku o godz. 18:00 rozpoczął się mecz, w którym naszym rywalem był Łks. Zawody zostały zorganizowane na stadionie przy al.Unii.
Przed meczem prezes Ligi Morskiej, pan Andrzejak wręczył obu drużynom pamiątkowe proporce.
5-cio tysięczna publiczność była świadkiem dobrego meczu z naszej strony. Do przerwy utrzymywał się wynik bezbramkowy. Po przerwie Widzew pokazał klasę. Gole Gbyla, Fornalczyka i Cichockiego załatwiły sprawę. Nasi piłkarze wygrali 3:0 i po meczu odebrali Puchar Ligi Morskiej.
O ile o tym meczu można znaleźć informację w encyklopedii Fuji czy klubowych księgach jubileuszowych, to o kolejnym tryumfie kompletna cisza.
A kolejne trofeum wygrane przez Widzewiaków to także Puchar Ligi Morskiej, zdobyte rok później.
30 czerwca 1948 roku o godz. 18:00, dwa kluby ligowe z Łodzi, Widzew i Łks, zmierzyły się w walce na stadionie przy al.Unii by zdobyć Puchar. Mecz nie wyglądał na towarzyski, było dużo walki, a chwilami był brutalny. Nasz Piłkarz, Gbyl, po ciosach w żołądek oraz klatkę piersiową od rywala, musiał opuścić plac gry.
Mecz był bardzo dramatyczny i szala wygranej była po jednej jak i po drugiej stronie. W 8 minucie tracimy gola, jest 0:1. Z czasem zdobywamy przewagę i Pawlikowski w 34 minucie wyrównuje. Do przerwy wynik pozostał bez zmian. W ciągu pierwszych 10 minut 2 połowy padły 3 bramki, najpierw Cichocki strzela dla nas na 2:2, 4 minuty później jest remis 2:2. Pierwsza akcja po utracie gola i rzut karny dla Widzewa. Strzelcem jest Fornalczyk. Kolejne minuty to ataki z jednej jak i drugiej strony.
Ostatecznie to my wygraliśmy 3:2 i trzytysięczna widownia, która zgromadziła się na trybunach, była świadkiem wręczenia piłkarzom Widzewa ich drugiego po wojnie trofeum.
Takie były okoliczności zdobycia przez Widzew jego pierwszych po wojnie pucharów.
26.06.1947 18:00 boisko Łks
Łks - Widzew 0:3 (0:0)
0:1 Gbyl 56, 0:2 Fornalczyk 58, 0:3 Cichocki 68.
Widzew: Uptas, Wiernik, Słaby, Nowak, Konarski, Wochna, Stempel, Fornalczyk, Cichocki, Gbyl, Marciniak.
Widzów 5000.
29.06.1948 18:00 stadion Łks
Łks - Widzew 2:3 (1:1)
1:0 Patkolo 8 1:1 Pawlikowski 34, 1:2 Cichocki 49, 2:2 Patkolo 53, 2:3 Fornalczyk 55
Widzew: Musiał, Wiernik, Kopaniewski, Stempel, Gbyl, Słaby, Cichocki, Wiernik II, Fornalczyk, Pawlikowski, Marciniak.
Widzów 3000.
- Pomyslowy Dobromir
- Klub 1910
- Posty: 857
- Rejestracja: ndz maja 11, 2008 11:31 am
Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części
Brawo Piotrek! Mega historie!
Dodam jak zwykle coś od siebie
Dodam jak zwykle coś od siebie
-
- Posty: 2039
- Rejestracja: pn maja 12, 2008 6:20 pm
- Lokalizacja: Historia godna przypomnienia...
Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części
Wielu zawodników którzy zdobyli ten Puchar jest na poniższym zdjęciu
-
- Klub 1910
- Posty: 286
- Rejestracja: ndz maja 11, 2008 1:42 pm
- Lokalizacja: Zgierz
Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - część 9: "Nusle"
"(Nie)Zapomniana historia" Część 9: "Nusle".
Widzew przez wiele lat gry, bardzo dobrej gry, na polskich boiskach, miał możliwość wielokrotnego zaprezentowania się na arenie międzynarodowej. Widzewiacy mieli okazję grania z takimi rywalami jak Liverpool, Juventus, Atletico, Borussia Dortmund czy Manchester United.
Oczywiście tych rywali i gier było dużo, dużo więcej. Pierwszy oficjalny mecz na arenie międzynarodowej czerwono-biało-czerwoni rozegrali w ramach rozgrywek Pucharu Intertoto 26 czerwca 1976 roku, na własnym stadionie, z Słowackim zespołem VSS Koszyce.
Jednak na możliwość rywalizacji z zespołem spoza polskich granic, Widzew nie czekał tak długo. Poza meczami oficjalnymi rozgrywane są bowiem mecze sparingowe. I właśnie podczas takiego oto meczu pierwszym powojennym, nie polskim rywalem łodzian był czechosłowacki zespół Nusle Praga.
Praski zespół, który występował wtedy w 2 lidze Czechosłowacji, przyjechał do naszego kraju na małe tournée, bowiem oprócz meczu z Widzewem, Czesi zagrali także w Łodzi z Łks em, oraz mecze w Warszawie z Polonią oraz Legią. Należy pamiętać, że w tamtych latach wyjazd poza granice kraju nie był tak łatwy i powszechny jak teraz. A mecze kontrolne z rywalami z innych krajów rozgrywały tylko najlepsze drużyny.
Do meczu czerwono-biało-czerwonych z zespołem Nusle, doszło w Wielki Czwartek, 25 marca 1948 roku. Równo o 16:15 arbiter sędziujący to spotkanie, pan Racięcki, dał sygnał do rozpoczęcia gry. Boisko Łksu, na którym zmierzyły się obie ekipy, przypominało wielką kałuże błota, bowiem przed meczem spadł rzęsisty deszcz. Oprócz utrudnienia warunków dla piłkarzy, odstraszył także publiczność, której zjawiło się tego dnia niecałe dwa tysiące osób.
Głos Robotniczy pisał, iż mecz był nawet humorystyczny, bowiem zawodnicy biegali upaćkani błotem po uszy.
Pierwsza połowa meczu, mimo warunków panujących na boisku, była wyrównana, jednak zakończyła się prowadzeniem zespołu z Pragi 2:1. Jedyną bramkę dla Łodzian strzelił z rzutu karnego Bolesław Fornalczyk.
W drugiej połowie bramkarza Ignacego Uptasa zastąpił Gergiel. Bronił on widzewskiej świątyni z mniejszymi szczęściem, bowiem przepuścił aż 3 gole. Widzew nie trafił już ani razu do bramki rywali i mecz zakończył się porażką 1:5.
Na pierwszy swój mecz po zakończeniu 2 wojny światowej, z zespołem zagranicznym, Widzewiacy czekali 3 lata, aby zagrać mecz numer dwa, czekali... 3 dni.
Otóż bowiem na okres świąt wielkanocnych, do Łodzi przybył zespół Czechosłowacki, Trnava.
Prasa pisała że jest to lepszej klasy zespół niż Nusle, na co miał wskazać fakt, iż zespół ten grał w czechosłowackiej 1 lidze.
W wielkanocną niedzielę, 28 marca 1948 roku, na obiekcie Łksu, o godz. 16:15 rozpoczął się mecz Widzewa z Trnavą. Tym razem pogoda była dużo lepsza, co za tym idzie, lepsze były warunki do gry, a i chętnych do oglądania wyczynów piłkarzy było więcej, bowiem na stadionie zebrało się ponad 5 tysięcy widzów. Początek meczu należał do Łodzian, bowiem po golach Fornalczyka oraz Cichockiego prowadziliśmy 2:0. W tym momencie losy meczu odwróciły się diametralnie. Zespół czeski jeszcze do przerwy strzelił 3 gole, a zaraz po rozpoczęciu gry w 2 połowie ponownie 3 razy ulokował piłkę w bramce Widzewa. Na osłodę dla Łodzian, 3 gola strzelił Cichocki i mecz zakończył się ponowną porażką zespołu Widzewa, tym razem 3:6.
Także powojenny debiut klubowy na arenie międzynarodowej był nieudany. Klubowy, bowiem już wcześniej widzewscy piłkarze mieli okazję rywalizować z zespołem zagranicznym, tyle że nie jako klub, tylko reprezentacja robotnicza Łodzi.
Najciekawszy mecz ta reprezentacja rozegrała 10 września 1947 roku z szwajcarskim zespołem... FC Basel. Nie tylko grała, ale także wygrała 5:2, a wszystkie bramki dla Łodzian strzelili Widzewiacy. Hattricka ustrzelił Bolesław Fornalczyk, a po golu dorzucili Kazimierz Gbyl i Zygmunt Cichocki.
25.03.1948 16:15 stadion Łks
Widzew - Nusle Praga 1:5 (1:2)
Fornalczyk - Stasny, Nowak, Capek, Bohanka, Majer
Widzew: Uptas (46, Gergiel), Reszke, Kopaniewski, Nowiszewski, Szczeciński, Słaby, Grzechociński, Fornalczyk, Konarski, Lewandowski, Marciniak.
28.03.1948 16:15 stadion Łks
Widzew - Trnava 3:6 (2:4)
1:0 Fornalczyk 20, 2:0 Cichocki 22, 3:6 Cichocki 54
Widzew: Musiał, Reszke, Kopaniewski, Słaby, Konarski, Nowiszewski, Marciniak, Gbyl, Cichocki, Fornalczyk (46, Wróbel), Wiernik Kazimierz.
10.09.1947 17:00 boisko Łks
Robotnicza Reprezentacja Łodzi - Basel 5:2 (1:2)
1:0 Fornalczyk 14, 1:1 Weber 24, 1:2 Weber 31, 2:2 Cichocki 57, 3:2 Fornalczyk 61, 4:2 Fornalczyk 77, 5:2 Gbyl 88.
Łódź : Komar, Teich Pietruszewski, Wainkaim, Siszczuk, Kędzierski, Wątrubski, Fornalczyk, Cichocki, Gbyl, Kraszewski.
Widzów 2 tysiące
Widzew przez wiele lat gry, bardzo dobrej gry, na polskich boiskach, miał możliwość wielokrotnego zaprezentowania się na arenie międzynarodowej. Widzewiacy mieli okazję grania z takimi rywalami jak Liverpool, Juventus, Atletico, Borussia Dortmund czy Manchester United.
Oczywiście tych rywali i gier było dużo, dużo więcej. Pierwszy oficjalny mecz na arenie międzynarodowej czerwono-biało-czerwoni rozegrali w ramach rozgrywek Pucharu Intertoto 26 czerwca 1976 roku, na własnym stadionie, z Słowackim zespołem VSS Koszyce.
Jednak na możliwość rywalizacji z zespołem spoza polskich granic, Widzew nie czekał tak długo. Poza meczami oficjalnymi rozgrywane są bowiem mecze sparingowe. I właśnie podczas takiego oto meczu pierwszym powojennym, nie polskim rywalem łodzian był czechosłowacki zespół Nusle Praga.
Praski zespół, który występował wtedy w 2 lidze Czechosłowacji, przyjechał do naszego kraju na małe tournée, bowiem oprócz meczu z Widzewem, Czesi zagrali także w Łodzi z Łks em, oraz mecze w Warszawie z Polonią oraz Legią. Należy pamiętać, że w tamtych latach wyjazd poza granice kraju nie był tak łatwy i powszechny jak teraz. A mecze kontrolne z rywalami z innych krajów rozgrywały tylko najlepsze drużyny.
Do meczu czerwono-biało-czerwonych z zespołem Nusle, doszło w Wielki Czwartek, 25 marca 1948 roku. Równo o 16:15 arbiter sędziujący to spotkanie, pan Racięcki, dał sygnał do rozpoczęcia gry. Boisko Łksu, na którym zmierzyły się obie ekipy, przypominało wielką kałuże błota, bowiem przed meczem spadł rzęsisty deszcz. Oprócz utrudnienia warunków dla piłkarzy, odstraszył także publiczność, której zjawiło się tego dnia niecałe dwa tysiące osób.
Głos Robotniczy pisał, iż mecz był nawet humorystyczny, bowiem zawodnicy biegali upaćkani błotem po uszy.
Pierwsza połowa meczu, mimo warunków panujących na boisku, była wyrównana, jednak zakończyła się prowadzeniem zespołu z Pragi 2:1. Jedyną bramkę dla Łodzian strzelił z rzutu karnego Bolesław Fornalczyk.
W drugiej połowie bramkarza Ignacego Uptasa zastąpił Gergiel. Bronił on widzewskiej świątyni z mniejszymi szczęściem, bowiem przepuścił aż 3 gole. Widzew nie trafił już ani razu do bramki rywali i mecz zakończył się porażką 1:5.
Na pierwszy swój mecz po zakończeniu 2 wojny światowej, z zespołem zagranicznym, Widzewiacy czekali 3 lata, aby zagrać mecz numer dwa, czekali... 3 dni.
Otóż bowiem na okres świąt wielkanocnych, do Łodzi przybył zespół Czechosłowacki, Trnava.
Prasa pisała że jest to lepszej klasy zespół niż Nusle, na co miał wskazać fakt, iż zespół ten grał w czechosłowackiej 1 lidze.
W wielkanocną niedzielę, 28 marca 1948 roku, na obiekcie Łksu, o godz. 16:15 rozpoczął się mecz Widzewa z Trnavą. Tym razem pogoda była dużo lepsza, co za tym idzie, lepsze były warunki do gry, a i chętnych do oglądania wyczynów piłkarzy było więcej, bowiem na stadionie zebrało się ponad 5 tysięcy widzów. Początek meczu należał do Łodzian, bowiem po golach Fornalczyka oraz Cichockiego prowadziliśmy 2:0. W tym momencie losy meczu odwróciły się diametralnie. Zespół czeski jeszcze do przerwy strzelił 3 gole, a zaraz po rozpoczęciu gry w 2 połowie ponownie 3 razy ulokował piłkę w bramce Widzewa. Na osłodę dla Łodzian, 3 gola strzelił Cichocki i mecz zakończył się ponowną porażką zespołu Widzewa, tym razem 3:6.
Także powojenny debiut klubowy na arenie międzynarodowej był nieudany. Klubowy, bowiem już wcześniej widzewscy piłkarze mieli okazję rywalizować z zespołem zagranicznym, tyle że nie jako klub, tylko reprezentacja robotnicza Łodzi.
Najciekawszy mecz ta reprezentacja rozegrała 10 września 1947 roku z szwajcarskim zespołem... FC Basel. Nie tylko grała, ale także wygrała 5:2, a wszystkie bramki dla Łodzian strzelili Widzewiacy. Hattricka ustrzelił Bolesław Fornalczyk, a po golu dorzucili Kazimierz Gbyl i Zygmunt Cichocki.
25.03.1948 16:15 stadion Łks
Widzew - Nusle Praga 1:5 (1:2)
Fornalczyk - Stasny, Nowak, Capek, Bohanka, Majer
Widzew: Uptas (46, Gergiel), Reszke, Kopaniewski, Nowiszewski, Szczeciński, Słaby, Grzechociński, Fornalczyk, Konarski, Lewandowski, Marciniak.
28.03.1948 16:15 stadion Łks
Widzew - Trnava 3:6 (2:4)
1:0 Fornalczyk 20, 2:0 Cichocki 22, 3:6 Cichocki 54
Widzew: Musiał, Reszke, Kopaniewski, Słaby, Konarski, Nowiszewski, Marciniak, Gbyl, Cichocki, Fornalczyk (46, Wróbel), Wiernik Kazimierz.
10.09.1947 17:00 boisko Łks
Robotnicza Reprezentacja Łodzi - Basel 5:2 (1:2)
1:0 Fornalczyk 14, 1:1 Weber 24, 1:2 Weber 31, 2:2 Cichocki 57, 3:2 Fornalczyk 61, 4:2 Fornalczyk 77, 5:2 Gbyl 88.
Łódź : Komar, Teich Pietruszewski, Wainkaim, Siszczuk, Kędzierski, Wątrubski, Fornalczyk, Cichocki, Gbyl, Kraszewski.
Widzów 2 tysiące
-
- Posty: 2039
- Rejestracja: pn maja 12, 2008 6:20 pm
- Lokalizacja: Historia godna przypomnienia...
Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części
Wielkie brawa za wytrwałość i " grzebanie" Piotrek
-
- Klub 1910
- Posty: 286
- Rejestracja: ndz maja 11, 2008 1:42 pm
- Lokalizacja: Zgierz
Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części
Dzięki, ku chwale Widzewawojciu pisze:Wielkie brawa za wytrwałość i " grzebanie" Piotrek
-
- Posty: 2039
- Rejestracja: pn maja 12, 2008 6:20 pm
- Lokalizacja: Historia godna przypomnienia...
-
- Posty: 2039
- Rejestracja: pn maja 12, 2008 6:20 pm
- Lokalizacja: Historia godna przypomnienia...
Re: ''(Nie)Zapomniane historie" część 6: "Bonus"
Kilka zdjęć z tego meczu...swistak pisze:
-
- Klub 1910
- Posty: 286
- Rejestracja: ndz maja 11, 2008 1:42 pm
- Lokalizacja: Zgierz
Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - część 10: "Karambol"
"(Nie) Zapomniana historia" Część 10: "Karambol".
W historii światowej piłki nożnej, było kilka tragicznych wypadków, podczas których ginęła większość drużyny, bądź nawet całe zespoły.
Do największych tego typu zdarzeń dochodziło podczas podróży lotniczych, jak chociażby wypadek drużyny Manchesteru United w Monachium w 1958 roku, Torino pod Turynem w 1949, czy Chapokoense w Medellín w 2016.
Dlaczego o tym wspominam? Niewiele brakowało, aby to drużyna Widzewa do tej listy dołączyła.
14 stycznia 1985 roku, piłkarze Widzewa, wśród których byli reprezentanci Polski, Smolarek, Dziekanowski, Wijas czy Wójcicki, wyruszyli autokarem na zimowe zgrupowanie do hotelu "Skalny" w Karpaczu.
Podczas przejazdu przez nowo otwarty wiadukt we Wrocławskiej dzielnicy Psie Pole, doszło do zderzenia kilkunastu samochodów. Karambol ten zdarzył się w momencie wjazdu autokaru wiozącego piłkarzy Widzewa na wspomniany wiadukt. Aby nie wpaść na porozbijane samochody, kierowca autokaru wykonał manewr mający na celu ominięcie samochodów.
Autokar nie wpadł na rozbite auta, ale śliska nawierzchnia uniemożliwiła wykonanie bezpiecznego hamowania. W konsekwencji widzewski autokar zatrzymał się na barierce, zwisając jednym kołem nad przepaścią.
Piłkarze oraz reszta sztabu, z zachowaniem szczególnych środków bezpieczeństwa, opuściła autokar.
Tak całą tą historię wspomina Tadeusz Świątek, jeden z piłkarzy jadących wtedy tym autokarem:
"Naprawdę niewiele brakowało. Na wiadukcie wcześniej doszło do jakiejś kolizji, a nasz kierowca wjeżdżając pod górę na wiadukt nie widział tego zdarzenia. Było bardzo ślisko . Mistrzostwo naszego kierowcy polegało na umiejętności hamowania po niskich barierkach by nie zdarzyć się z pojazdami przed nami. I tak zatrzymaliśmy się jednym kołem w powietrzu."
Choć wszyscy przeżyli chwilę grozy, zapadła decyzja o kontynuowaniu podróży. Widzewiacy zabrali z rozbitego autokaru podręczne bagaże oraz sprzęt, i przesiedli się w autokar wypożyczony od drużyny wrocławskiego Śląska. Dalsza podróż minęła już bez przeszkód i łodzianie zgodnie z planem zameldowali się w Karpaczu.
W historii światowej piłki nożnej, było kilka tragicznych wypadków, podczas których ginęła większość drużyny, bądź nawet całe zespoły.
Do największych tego typu zdarzeń dochodziło podczas podróży lotniczych, jak chociażby wypadek drużyny Manchesteru United w Monachium w 1958 roku, Torino pod Turynem w 1949, czy Chapokoense w Medellín w 2016.
Dlaczego o tym wspominam? Niewiele brakowało, aby to drużyna Widzewa do tej listy dołączyła.
14 stycznia 1985 roku, piłkarze Widzewa, wśród których byli reprezentanci Polski, Smolarek, Dziekanowski, Wijas czy Wójcicki, wyruszyli autokarem na zimowe zgrupowanie do hotelu "Skalny" w Karpaczu.
Podczas przejazdu przez nowo otwarty wiadukt we Wrocławskiej dzielnicy Psie Pole, doszło do zderzenia kilkunastu samochodów. Karambol ten zdarzył się w momencie wjazdu autokaru wiozącego piłkarzy Widzewa na wspomniany wiadukt. Aby nie wpaść na porozbijane samochody, kierowca autokaru wykonał manewr mający na celu ominięcie samochodów.
Autokar nie wpadł na rozbite auta, ale śliska nawierzchnia uniemożliwiła wykonanie bezpiecznego hamowania. W konsekwencji widzewski autokar zatrzymał się na barierce, zwisając jednym kołem nad przepaścią.
Piłkarze oraz reszta sztabu, z zachowaniem szczególnych środków bezpieczeństwa, opuściła autokar.
Tak całą tą historię wspomina Tadeusz Świątek, jeden z piłkarzy jadących wtedy tym autokarem:
"Naprawdę niewiele brakowało. Na wiadukcie wcześniej doszło do jakiejś kolizji, a nasz kierowca wjeżdżając pod górę na wiadukt nie widział tego zdarzenia. Było bardzo ślisko . Mistrzostwo naszego kierowcy polegało na umiejętności hamowania po niskich barierkach by nie zdarzyć się z pojazdami przed nami. I tak zatrzymaliśmy się jednym kołem w powietrzu."
Choć wszyscy przeżyli chwilę grozy, zapadła decyzja o kontynuowaniu podróży. Widzewiacy zabrali z rozbitego autokaru podręczne bagaże oraz sprzęt, i przesiedli się w autokar wypożyczony od drużyny wrocławskiego Śląska. Dalsza podróż minęła już bez przeszkód i łodzianie zgodnie z planem zameldowali się w Karpaczu.
- Pomyslowy Dobromir
- Klub 1910
- Posty: 857
- Rejestracja: ndz maja 11, 2008 11:31 am
Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części
No i teraz pytanie...
To był ten autokar?
Czy ten?
To był ten autokar?
Czy ten?
-
- Klub 1910
- Posty: 286
- Rejestracja: ndz maja 11, 2008 1:42 pm
- Lokalizacja: Zgierz
Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części
Obstawiam ten wyżej
-
- Klub 1910
- Posty: 842
- Rejestracja: śr wrz 06, 2017 8:47 pm
- Lokalizacja: Przasnysz
Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części
Ech, piękne Autosany H9...
-
- Klub 1910
- Posty: 286
- Rejestracja: ndz maja 11, 2008 1:42 pm
- Lokalizacja: Zgierz
Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - część 11: "Jacek".
"(Nie) Zapomniana historia" Część 14: "Jacek".
11 kolejka sezonu 1979/1980.
Widzew na własnym stadionie podejmuję Wisłę Kraków. Po słabym meczu przegrywa 0:2. Po tym meczu zajmuje 13 miejsce w tabeli z bilansem 2 wygranych, 4 remisów i 5 porażek. A przecież jest obecnym wicemistrzem Polski i piłkarze grać w piłkę potrafią.
Prezes Ludwik Sobolewski postanawia wstrząsnąć zespołem. Zwalnia dotychczasowego trenera Stanisława Świerka, i postanawia dać szansę 30-letniemu Jackowi Machcińskiemu.
Trener Machciński był doskonale w Widzewie znany. Już jako junior grał w czerwono-biało-czerwonych barwach. A także od 2 kolejki sezonu 1972/1973 był asystentem Trenera Leszka Jezierskiego, a także był masażystą. W pierwszej kolejce tego sezonu był samodzielnym trenerem Włókniarza Pabianice, dostał jednak ofertę pracy od Jezierskiego i wybrał Widzew. Na odchodne z Pabianic zabrał jeszcze ze sobą Pawła Janasa.
Już samo rozpoczęcie pracy Machcińskiego w Łodzi wywołało wielką aferę w PZPN-ie. Zgody na to nie chciał dać guru trenerów Ryszard Kuncewicz. Oficjalnie nie podał logicznych przyczyn, stwierdził jedynie, że młody trener po pierwsze jest niedoświadczony, po drugie - ma naganne maniery.
Jednak wszyscy wiedzieli, o co chodzi. W styczniu 1979 roku, dzień przed konferencją szkoleniową PZPN, zwyzywał elitę trenerską.
"Z Ryśkiem Latawcem i Leszkiem Jezierskim piliśmy kawę, koniaczek. Przychodzi ta cała związkowa świta i tylko Leszkowi podają rękę, nas omijając. Poszedłem do nich i ich opieprzyłem. A my to co? Z takimi chujami nie warto się witać?" Tak wspominał to wydarzenie Machciński.
Świadkowie mówili jeszcze że doszło do rękoczynów ze strony Jacka.
Na drugi dzień, podczas konferencji, wszyscy odwracali się od niego.
Mimo problemów ze strony władz PZPN, Ludwik Sobolewski uparł się by to właśnie Machciński został trenerem. Musiał stoczyć w Warszawie wiele bitew by tak się stało. Ostatecznie Machciński dostał warunkowe pozwolenie na trenowanie piłkarzy Widzewa, ale tylko do końca sezonu.
W tym czasie odmienił on zupełnie łódzki zespół, który ostatecznie na koniec sezonu zajął 2 miejsce.
Debiutował w wyjazdowym meczu z szóstym w lidze Górnikiem Zabrze, prowadzonym przez Władysława Żmudę, swojego późniejszego następcę. "Nie wygłosiłem żadnej przemowy motywacyjnej. Myślę, że problem leżał w mentalności piłkarzy. Powiedziałem więc tylko: "Chcecie zarabiać pieniądze, róbcie to, co wam mówię". I to wystarczyło."
Machciński nie mówił długo, lecz bardzo krótko i konkretnie, w co drugie słowo wplatał przekleństwo.
Po jednym ze spotkań ligowych w sezonie 1979/80 zawodnicy Widzewa Łódź poszli po odbiór premii. Piotr Romke po chwili rozczarowany wrócił na dół i powiedział, że zamiast 1500 złotych, które mu się należały za czas gry, dostał znacznie mniej.
- Ile dostałeś? - zapytał Machciński.
- 50 złotych. To musi być jakaś pomyłka - odparł Romke.
- Nie ma żadnej pomyłki. Za tyle, się chuju nagrałeś - wyparował Machciński i odszedł.
Odprawy przed meczowe uległy skróceniu:
- Piłkarze nie gadali na odprawach. Ja mówiłem. Krótko, jakieś trzy minuty. To było maksimum. Ile razy można pieprzyć o tym samym? Wszyscy się znali jak łyse konie, o czym tu gadać.
Taktyka także nie odgrywała większej roli w sposobach treningowych:
Ona dla mnie nie istnieje. Doceniam intuicję i kreatywność swoich zawodników. Liczę na ich wolę walki. Mamy ustawienie wyjściowe drużyny, a później najważniejsza jest zmienność. Zwracałem tylko chłopakom uwagę na jedno – po stracie piłki jest walka o jej odbiór. Od razu! Miałem zabronić Gręboszowi ruszania z piłką w pole karne rywala?
Wspominał Trener Machciński.
Jeden z piłkarzy Widzewa, Władysław Dąbrowski, tak wspomina metody treningowe trenera Machcińskiego:
- Jacek był trenerem bardzo nowoczesnym. Jeśli pojawiały się zewnętrzne opinie, że wszystko zawdzięcza Jezierskiemu czy nawet go kopiuje, to były błędne. Myślę, że pod względem metod treningowych był bardziej zaawansowany. Przede wszystkim skończył z długimi zajęciami, rozciągniętymi w czasie, męczącymi fizycznie, ale też psychicznie. U niego było krótko, lecz bardzo intensywnie. Wcześniej coś takiego stosował Jaroslav Vejvoda w Legii, jednak nie było to powszechne. Pod tym względem Jacek wyprzedzał większość polskich trenerów o dwadzieścia lat.
Józef Młynarczyk wspomina o atmosferze w zespole, która sprzyjała piłkarzom:
Miał charakter, potrafił zmotywować, zrobić atmosferę, czasem huknąć jak chłop na polu. Idealnie pasował do drużyny w tym czasie.
Sam Machciński tak wspominał budowanie dobrej atmosfery:
Po meczu często było dużo swobody. Nie stosowałem żadnych ograniczeń w odreagowaniu stresu. Sam stawiałem zawodnikom piwo, nie widziałem w tym nic zdrożnego. Palenie też było na porządku dziennym, czy to w szatni, czy przed budynkiem klubowym po spotkaniu.
Widzew po zdobyciu tytułu Wicemistrza zdobył prawo gry w Pucharze UEFA. W pierwszej rundzie trafił na Manchester United.
Do Anglii pojechał z kamerą Wiesław Chodakowski, nakręcił mecz ligi angielskiej i wrócił do Łodzi. Ale ja go nawet nie oglądałem...!
Na konferencji prasowej przed meczem zaproponowałem, żebyśmy zagrali na remis bramkowy w Anglii i na 0:0 w Łodzi. Wszyscy się ze mnie śmiali, ale okazało się, że wyszło na moje...
Wspominał po latach Machciński.
Kolejna runda to Juventus Turyn.
Tym razem trener obejrzał kasetę video z nagraniem meczu Juventusu:
Ten mecz akurat obejrzałem i byłem szczerze rozczarowany poziomem gry. Pomyślałem sobie, że nie ma się czego obawiać.
Ten dwumecz, jak wiemy, rozstrzygnął się w rzutach karnych:
Karnych nie oglądałem. Za duży stres. Zamiast na bramkę patrzyłem na reakcje Giovanniego Trapattoniego i kibiców. Ale wiedziałem, że mamy w bramce Młynarczyka i powinniśmy to wygrać.
Kolejnym przeciwnikiem Łodzian był Ipswich Town. Machciński wspomina o pewnym fakcie przed pierwszym meczem w Anglii:
Na ten mecz zabrakło w naszej ekipie masażysty, bo tylu oficjeli musiało pojechać do Anglii.
Trener Anglików, Sir Boby Robson, w swojej autobiografii wspomina o pewnym wydarzeniu związanym z tą rywalizacją:
"W poprzedniej rundzie trener Widzewa Łódź, który właśnie ograł Manchester United, zaproponował mi pewną rzecz:
- Postawi pan na pańską drużynę? - zapytał. Trochę mnie to wprawiło w osłupienie i chwilę się zawahałem.
- Co masz na myśli, pieniądze?
- Tak - powiedział. - Założę się z tobą. Chcę postawić na zwycięstwo mojej drużyny. Postawisz na swoją?
- Nie, nie zakładam się - odpowiedziałem, wciąż nie dowierzając całej sytuacji. W piłce spotykasz różne sytuacje...".
Co by nie powiedzieć o Trenerze Jacku Machcińskim, wkomponował się w tamten zespół idealnie. Czy był dobrym trenerem? Wtedy najlepszym jakiego Widzew mógł mieć.
Widzew sezon 1980/1981 rozpoczął bardzo dobrze, i pewnie liderował rozgrywkom ekstraklasy. Zostało tak już do końca, mimo afery na Okęciu po której zdyskwalifikowani przez PZPN zostali Młynarczyk oraz Boniek.
Widzew na koniec sezonu wyprzedził o 2 punkty Wisłę Kraków, i pierwszy raz w historii zdobył tytuł Mistrza Polski.
Po tym sukcesie Machciński odszedł jednak z Widzewa. Dlaczego?
Przyszedł do klubu i poproszono go, by udzielił wywiadu redaktorowi Markowi Madejowi z telewizji. – Z tym dupkiem to ja gadać nie będę – wypalił od razu Machciński, dodając, że ma ważny powód, by akurat jemu odmówić. – Jak nie porozmawiasz z nim, wylatujesz – usłyszał od prezesa. Machciński nie ustąpił i sam napisał podanie o zwolnienie z pracy.
Sam Machciński tak wspominał tamtą sytuację:
- Ja jestem wolnym człowiekiem i decyduję o sobie. A tutaj nagle pojawił się taki palant z telewizji łódzkiej, którego nie cierpiałem. Najpierw opluwał zespół, a później wymyślił sobie, że zrobi ekstra materiał z okazji mistrzowskiego tytułu Widzewa. Tak jakby się nic nie stało, a on nagle pokochał ten klub. Nie zgodziłem się na to, mimo, że były naciski z góry. Ale nie ze mną, nie z Jackiem Machcińskim. Nie mogłem pozwolić sobie na to, żeby ktoś mną sterował. Odszedłem. Później dwa razy zwracali się do mnie działacze, żebym wrócił do klubu, ale już nie chciałem.
11 kolejka sezonu 1979/1980.
Widzew na własnym stadionie podejmuję Wisłę Kraków. Po słabym meczu przegrywa 0:2. Po tym meczu zajmuje 13 miejsce w tabeli z bilansem 2 wygranych, 4 remisów i 5 porażek. A przecież jest obecnym wicemistrzem Polski i piłkarze grać w piłkę potrafią.
Prezes Ludwik Sobolewski postanawia wstrząsnąć zespołem. Zwalnia dotychczasowego trenera Stanisława Świerka, i postanawia dać szansę 30-letniemu Jackowi Machcińskiemu.
Trener Machciński był doskonale w Widzewie znany. Już jako junior grał w czerwono-biało-czerwonych barwach. A także od 2 kolejki sezonu 1972/1973 był asystentem Trenera Leszka Jezierskiego, a także był masażystą. W pierwszej kolejce tego sezonu był samodzielnym trenerem Włókniarza Pabianice, dostał jednak ofertę pracy od Jezierskiego i wybrał Widzew. Na odchodne z Pabianic zabrał jeszcze ze sobą Pawła Janasa.
Już samo rozpoczęcie pracy Machcińskiego w Łodzi wywołało wielką aferę w PZPN-ie. Zgody na to nie chciał dać guru trenerów Ryszard Kuncewicz. Oficjalnie nie podał logicznych przyczyn, stwierdził jedynie, że młody trener po pierwsze jest niedoświadczony, po drugie - ma naganne maniery.
Jednak wszyscy wiedzieli, o co chodzi. W styczniu 1979 roku, dzień przed konferencją szkoleniową PZPN, zwyzywał elitę trenerską.
"Z Ryśkiem Latawcem i Leszkiem Jezierskim piliśmy kawę, koniaczek. Przychodzi ta cała związkowa świta i tylko Leszkowi podają rękę, nas omijając. Poszedłem do nich i ich opieprzyłem. A my to co? Z takimi chujami nie warto się witać?" Tak wspominał to wydarzenie Machciński.
Świadkowie mówili jeszcze że doszło do rękoczynów ze strony Jacka.
Na drugi dzień, podczas konferencji, wszyscy odwracali się od niego.
Mimo problemów ze strony władz PZPN, Ludwik Sobolewski uparł się by to właśnie Machciński został trenerem. Musiał stoczyć w Warszawie wiele bitew by tak się stało. Ostatecznie Machciński dostał warunkowe pozwolenie na trenowanie piłkarzy Widzewa, ale tylko do końca sezonu.
W tym czasie odmienił on zupełnie łódzki zespół, który ostatecznie na koniec sezonu zajął 2 miejsce.
Debiutował w wyjazdowym meczu z szóstym w lidze Górnikiem Zabrze, prowadzonym przez Władysława Żmudę, swojego późniejszego następcę. "Nie wygłosiłem żadnej przemowy motywacyjnej. Myślę, że problem leżał w mentalności piłkarzy. Powiedziałem więc tylko: "Chcecie zarabiać pieniądze, róbcie to, co wam mówię". I to wystarczyło."
Machciński nie mówił długo, lecz bardzo krótko i konkretnie, w co drugie słowo wplatał przekleństwo.
Po jednym ze spotkań ligowych w sezonie 1979/80 zawodnicy Widzewa Łódź poszli po odbiór premii. Piotr Romke po chwili rozczarowany wrócił na dół i powiedział, że zamiast 1500 złotych, które mu się należały za czas gry, dostał znacznie mniej.
- Ile dostałeś? - zapytał Machciński.
- 50 złotych. To musi być jakaś pomyłka - odparł Romke.
- Nie ma żadnej pomyłki. Za tyle, się chuju nagrałeś - wyparował Machciński i odszedł.
Odprawy przed meczowe uległy skróceniu:
- Piłkarze nie gadali na odprawach. Ja mówiłem. Krótko, jakieś trzy minuty. To było maksimum. Ile razy można pieprzyć o tym samym? Wszyscy się znali jak łyse konie, o czym tu gadać.
Taktyka także nie odgrywała większej roli w sposobach treningowych:
Ona dla mnie nie istnieje. Doceniam intuicję i kreatywność swoich zawodników. Liczę na ich wolę walki. Mamy ustawienie wyjściowe drużyny, a później najważniejsza jest zmienność. Zwracałem tylko chłopakom uwagę na jedno – po stracie piłki jest walka o jej odbiór. Od razu! Miałem zabronić Gręboszowi ruszania z piłką w pole karne rywala?
Wspominał Trener Machciński.
Jeden z piłkarzy Widzewa, Władysław Dąbrowski, tak wspomina metody treningowe trenera Machcińskiego:
- Jacek był trenerem bardzo nowoczesnym. Jeśli pojawiały się zewnętrzne opinie, że wszystko zawdzięcza Jezierskiemu czy nawet go kopiuje, to były błędne. Myślę, że pod względem metod treningowych był bardziej zaawansowany. Przede wszystkim skończył z długimi zajęciami, rozciągniętymi w czasie, męczącymi fizycznie, ale też psychicznie. U niego było krótko, lecz bardzo intensywnie. Wcześniej coś takiego stosował Jaroslav Vejvoda w Legii, jednak nie było to powszechne. Pod tym względem Jacek wyprzedzał większość polskich trenerów o dwadzieścia lat.
Józef Młynarczyk wspomina o atmosferze w zespole, która sprzyjała piłkarzom:
Miał charakter, potrafił zmotywować, zrobić atmosferę, czasem huknąć jak chłop na polu. Idealnie pasował do drużyny w tym czasie.
Sam Machciński tak wspominał budowanie dobrej atmosfery:
Po meczu często było dużo swobody. Nie stosowałem żadnych ograniczeń w odreagowaniu stresu. Sam stawiałem zawodnikom piwo, nie widziałem w tym nic zdrożnego. Palenie też było na porządku dziennym, czy to w szatni, czy przed budynkiem klubowym po spotkaniu.
Widzew po zdobyciu tytułu Wicemistrza zdobył prawo gry w Pucharze UEFA. W pierwszej rundzie trafił na Manchester United.
Do Anglii pojechał z kamerą Wiesław Chodakowski, nakręcił mecz ligi angielskiej i wrócił do Łodzi. Ale ja go nawet nie oglądałem...!
Na konferencji prasowej przed meczem zaproponowałem, żebyśmy zagrali na remis bramkowy w Anglii i na 0:0 w Łodzi. Wszyscy się ze mnie śmiali, ale okazało się, że wyszło na moje...
Wspominał po latach Machciński.
Kolejna runda to Juventus Turyn.
Tym razem trener obejrzał kasetę video z nagraniem meczu Juventusu:
Ten mecz akurat obejrzałem i byłem szczerze rozczarowany poziomem gry. Pomyślałem sobie, że nie ma się czego obawiać.
Ten dwumecz, jak wiemy, rozstrzygnął się w rzutach karnych:
Karnych nie oglądałem. Za duży stres. Zamiast na bramkę patrzyłem na reakcje Giovanniego Trapattoniego i kibiców. Ale wiedziałem, że mamy w bramce Młynarczyka i powinniśmy to wygrać.
Kolejnym przeciwnikiem Łodzian był Ipswich Town. Machciński wspomina o pewnym fakcie przed pierwszym meczem w Anglii:
Na ten mecz zabrakło w naszej ekipie masażysty, bo tylu oficjeli musiało pojechać do Anglii.
Trener Anglików, Sir Boby Robson, w swojej autobiografii wspomina o pewnym wydarzeniu związanym z tą rywalizacją:
"W poprzedniej rundzie trener Widzewa Łódź, który właśnie ograł Manchester United, zaproponował mi pewną rzecz:
- Postawi pan na pańską drużynę? - zapytał. Trochę mnie to wprawiło w osłupienie i chwilę się zawahałem.
- Co masz na myśli, pieniądze?
- Tak - powiedział. - Założę się z tobą. Chcę postawić na zwycięstwo mojej drużyny. Postawisz na swoją?
- Nie, nie zakładam się - odpowiedziałem, wciąż nie dowierzając całej sytuacji. W piłce spotykasz różne sytuacje...".
Co by nie powiedzieć o Trenerze Jacku Machcińskim, wkomponował się w tamten zespół idealnie. Czy był dobrym trenerem? Wtedy najlepszym jakiego Widzew mógł mieć.
Widzew sezon 1980/1981 rozpoczął bardzo dobrze, i pewnie liderował rozgrywkom ekstraklasy. Zostało tak już do końca, mimo afery na Okęciu po której zdyskwalifikowani przez PZPN zostali Młynarczyk oraz Boniek.
Widzew na koniec sezonu wyprzedził o 2 punkty Wisłę Kraków, i pierwszy raz w historii zdobył tytuł Mistrza Polski.
Po tym sukcesie Machciński odszedł jednak z Widzewa. Dlaczego?
Przyszedł do klubu i poproszono go, by udzielił wywiadu redaktorowi Markowi Madejowi z telewizji. – Z tym dupkiem to ja gadać nie będę – wypalił od razu Machciński, dodając, że ma ważny powód, by akurat jemu odmówić. – Jak nie porozmawiasz z nim, wylatujesz – usłyszał od prezesa. Machciński nie ustąpił i sam napisał podanie o zwolnienie z pracy.
Sam Machciński tak wspominał tamtą sytuację:
- Ja jestem wolnym człowiekiem i decyduję o sobie. A tutaj nagle pojawił się taki palant z telewizji łódzkiej, którego nie cierpiałem. Najpierw opluwał zespół, a później wymyślił sobie, że zrobi ekstra materiał z okazji mistrzowskiego tytułu Widzewa. Tak jakby się nic nie stało, a on nagle pokochał ten klub. Nie zgodziłem się na to, mimo, że były naciski z góry. Ale nie ze mną, nie z Jackiem Machcińskim. Nie mogłem pozwolić sobie na to, żeby ktoś mną sterował. Odszedłem. Później dwa razy zwracali się do mnie działacze, żebym wrócił do klubu, ale już nie chciałem.
-
- Klub 1910
- Posty: 6630
- Rejestracja: wt lis 18, 2008 11:53 am
- Lokalizacja: Łódź Bałuty Limanka/ Zgierz
Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części
coś wspaniałego, nawet 10% z tego nie wiedziałem Brawo Ty!