''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części

wojciu
Posty: 2032
Rejestracja: pn maja 12, 2008 6:20 pm
Lokalizacja: Historia godna przypomnienia...

Re: "(Nie) Zapomniane historie" część 2 "Janusz"

Post autor: wojciu »

moni@ pisze: Z tym,że o ile Jezierski zbudował swoją postać na Łksie,o tyle Janas grając w Widzewie nie miał pojęcia o tym że będzie kiedyś kojarzony z Legią.
Owszem, jest racja w tym co napisałeś.
Swoje zdanie wyraziłem patrząc z perspektywy czasu.
moni@
Posty: 119
Rejestracja: sob lis 23, 2019 8:45 pm

Re: "(Nie) Zapomniane historie" część 2 "Janusz"

Post autor: moni@ »

wojciu pisze:
moni@ pisze: Z tym,że o ile Jezierski zbudował swoją postać na Łksie,o tyle Janas grając w Widzewie nie miał pojęcia o tym że będzie kiedyś kojarzony z Legią.
Owszem, jest racja w tym co napisałeś.
Swoje zdanie wyraziłem patrząc z perspektywy czasu.
Oczywiście,jak i mnie i każdemu kibicowi oni sie tak kojarzą.Chcialem tylko zwrócić uwagę na to żeby nie demonizować z punktu widzenia kibica Widzewa postaci i miejsc,bo o ile np Janas faktycznie kojarzy sie bardziej z Legia (choć i trenerem u nas był),to mecze w pucharach mnie osobiscie ani trochę nie kojarzą się z tym drugim klubem na którego stadionie rozgrywaliśmy mecze.A wręcz przeciwnie.Historia jest o tyleż fascynująca co zagmatwana.
swistak
Klub 1910
Posty: 286
Rejestracja: ndz maja 11, 2008 1:42 pm
Lokalizacja: Zgierz

Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - część 3 "Regulamin"

Post autor: swistak »

Regulamin to w skrócie spis zasad czy metod postępowania wewnątrz danej instytucji. W świecie sportu każda liga posiada taki właśnie regulamin.

Właśnie zasady w regulaminie ligi polskiej w jednym sezonie odcisnęły duże piętno na naszym klubie.

Cofnijmy się do sezonu 1983/1984. A raczej do końca tego sezonu. Widzew walczy o tytuł najlepszej drużyny w kraju z Lechem Poznań. A więc była to walka mistrza Polski, Lecha z wicemistrzem, Widzewem.
Po 30 kolejkach ligowych obie drużyny mają identyczny wynik, 42 punkty zdobyte.
Regulamin w takiej sytuacji wyjaśnia że w przypadku zdobycia równej ilości punktów przez dwie drużyny wyższe miejsce w tabeli zajmuje ta z lepszym bilansem bramkowym. W ten sposób mistrzem został Lech, a Widzew po raz 6 wicemistrzem. Otóż bilans Lecha to 47-21, a nasz 43-25.
Jakby jednak zapis był taki w którym o wyższym miejscu w tabeli decydowały by mecze bezpośrednie tytuł przypadł by nam, bowiem wygraliśmy z Lechem oba mecze.
Cóż z tego że podopieczni Władysława Żmudy przegrali tylko 3 mecze, zremisowali jednak aż 15.


W tym samym sezonie regulamin bardzo mocno popsuł plany i ambicję także naszych juniorów, zarówno tych młodszych, jak i tych starszych.

Zacznijmy od juniorów młodszych. Następcy Smolarka i Młynarczyka, jak o nich mówiono, nie mieli sobie równych w naszym okręgu, wygrywając zdecydowanie ligę. Posłużę się opisem redaktora Szymańskiego który tak podsumował ich grę:
"Przypominam sobie pewien listopadowy dzień ubiegłego roku. Na Stokach, w szczerym polu, za polnymi pagórkami, schowane jest boisko. W gwarze piłkarskiej określa się je mianem klepiska, choć trzeba przyznać, że nawet Boniek i jego koledzy przygotowywali się do sezonu na tym placu gry. Uzyskało ono więc swego rodzaju nobilitację. A w tym dniu młodzi futbolowi adepci, w koszulkach z emblematami Widzewa, toczyli mistrzowski mecz w lidze juniorów młodszych. Wokół lini bocznych niewielu kibiców (przeważnie rodzice i koledzy), przenikliwy ziąb, a na boisku zacięty pojedynek, a właściwie gra do jednej bramki. Przeciwnikami następców Smolarka i Młynarczyka jest zespół o mniejszych piłkarskich umiejętnościach, który czyni wszystko by przegrać jak najmniejszą różnicą bramek. Nie za bardzo im się to udaje. Ich bramkarz dziesięciokrotnie wyciąga piłkę z siatki, podczas gdy jego rywal tylko raz musi to uczynić. Po zakończonym meczu kierownik drużyny wyciąga z pokaźnej teczki smaczne jabłka i częstuje nimi swoich zawodników. Ci szybko wbiegają na skarpę i truchtem udają się do szatni, znajdującej się o 300 metrów od szkoły. Tam ciepły prysznic, chwila przerwy i do domu...
Tram trenera Ryszarda Polaka, byłego piłkarza Łks, zajmującego się szkoleniem piłkarskiej młodzieży w Widzewie, w każdym meczu wywołuje postrach u przeciwników. "Perełka", " Pawka", "Chudy", " Kiwka" gromią zespół za zespołem. Najwyższe cyfrowe zwycięstwo to 35:0! To musi budzić piłkarski szacunek. Pierwszą rundę zespół Widzewa kończy na pierwszym miejscu, nie mając żadnego straconego punktu, pokonując na wyjeździe swych najgroźniejszych rywali, rówieśników z Łks 2:0. Ma na swym koncie 136 bramek zdobytych i bodajże trzy stracone. W Łódzkim Okręgowym Związku Piłki Nożnej, działacze, dochodzą do słusznego wniosku, że trzeba zmienić podział na grypy rozgrywkowe, bowiem supremacja Widzewa jest tak oczywista, że trzeba "dostarczyć" mu bardziej wymagających rywali, skoro najprawdopodobniej mogą reprezentować łódzkie piłkarstwo w finałach ogólnopolskiej spartakiady młodzieży (ps.wtedy nie było jeszcze mistrzostw juniorów młodszych. Nieoficjalnymi mistrzostwami były wtedy Spartakiady). Rundę rewanżową więc młodzi piłkarze Widzewa rozpoczynają w silniejszej, jak się potem okazało, teoretycznie grupie. Zaliczone mają wyniki z pierwszej rundy z zespołami, które również w tej "silniejszej" grupie walczą. Młodzi Widzewiacy nie dają jednak żadnych szans rywalom. W 18 meczach nie tracą punktu, a ich bilans bramkowy jest imponujący. 81 bramek zdobytych i tylko 5 straconych."

Takim właśnie sposobem młodzi widzewiacy wygrywają ligę i awansują do eliminacji spartakiady młodzieży która w tamtym roku odbywała się w Poznaniu. W grupie eliminacyjnej podopieczni trenera Polaka zajęli 1 miejsce, wygrywając w finale "A" Ostrovie, Wisłę Płock i Pelikana Łowicz.

Obrazek

W finałach XI spartakiady Widzew w grupie "A" wygrał pierwszy mecz z Hutnikiem Kraków 2:1, w drugim meczu przeciwko Arce Gdynia padł remis 1:1, a w trzecim meczu wygraliśmy z Kotwicą Kołobrzeg 3:0. W tabeli grupy zarówno Widzew, jak i Arka, mieli po 5 punktów. Wtedy wszedł do gry regulamin. Mówił on iż w takiej sytuacji nie bierze się pod uwagę różnicy bramek(a ta była dla nas korzystniejsza), czy meczu bezpośredniego, ale o miejscu w tabeli zadecyduje... losowanie, tak jest, losowanie. Dwa dni później podczas losowania moneta zrobiła o obrót za dużo i wyrzuciła nas z gry o finał. Do półfinału, jako zwycięzca trafiła Arka.
Dla potomności podam skład młodych Widzewiaków z tego sezonu : Maciej Mazurkiewicz, Paweł Chodakowski, Grzegorz Jańczak, Tomasz Łapieś, Mariusz Krajewski, Jarosław Łagodzińki, Witold Kubala, Jarosław Szewczyk, Sławomir Szumiński, Dariusz Trojanowski, Grzegorz Herman, Dariusz Małogowski, Piotr Rudnicki, Paweł, Winczewski, Sławomir Czajka, Włodzimierz Wiciński. Trenerem był Ryszard Polak, kierownikiem zespołu Lucjan Orczykowski.


To nie koniec nieszczęść i zamieszania związanego z regulaminem w sezonie 1983/1984.

Również juniorzy starsi mieli bardzo mocno z nim na pieńku.
Po wygraniu w sposób zdecydowany ligi międzywojewódzkiej, a następnie wywalczeniu mistrzostwa makroregionu juniorów, oraz wyeliminowaniu w barażach Włókniarza Pabianice, młodzi piłkarze zdobyli prawo gry w półfinałach mistrzostw Polski.

Obrazek

W klubie bardzo poważnie traktowano ten turniej, mówiło się o walce o tytuł mistrza. Juniorzy odbyli zgrupowanie w zajeździe "Na Rogach", w tym samym, w którym ich starsi koledzy przygotowywali się przed meczami w europejskich pucharach. Przed turniejem także odbył się spór Widzewa z Pzpnem o 2 piłkarzy powołanych w czasie trwania turnieju na obóz reprezentancji. Widzew wystąpił z prośbą o ich zwolnienie na czas turnieju, w odwecie PZPN groził ich zawieszeniem! Ostatecznie udało się i obaj w tym turnieju zagrali.
Młodzi piłkarze Widzewa trenowani przez Zbigniewa Tądera w lipcowym turnieju trafili do grupy wraz z Hutnikiem Warszawa, Polonią Bydgoszcz oraz Olimpią Poznań. Turniej zaś odbył się w Bydgoszczy. Zasady były takie iż zwycięzca grupy gra z finale z zwycięzca grupy 2, a zespół z miejsca 2 gra w meczu o 3 miejsce z 2 zespołem z 2 grupy.

Widzew w pierwszym meczu wygrał z Hutnikiem 4:1, w drugim pokonał Olimpię 2:1. Trzeci mecz z gospodarzami, Polonią, przegraliśmy 0:1. Po trzech grach zarówno Widzew, jak i Polonia miały identyczną liczbę punktów. Według regulaminu przedstawionego przez wiceprezesa do spraw rozgrywek juniorów PZPN, Pana Adama Czopko, przed turniejem półfinałowym, to Widzew miał spotkać się z chorzowskim Ruchem o tytuł mistrza Polski. Według przedstawionego przez niego regulaminu w takiej sytuacji rozstrzyga różnica bramek, a ta promowała nasz klub.

Obrazek

Ta radość nie trwała długo. Bydgoszczanie złożyli protest w którym odnieśli się do regulaminu rozgrywek juniorów z 1978 według którego w przypadku zdobycia przez dwie drużyny identycznej liczby punktów wyżej w tabeli jest ta z lepszym bilansem gier bezpośrednich. A Widzew z Polonią przegrał.
Powstało zamieszanie, Widzew oczywiście złożył odwołanie. PZPN zwołał posiedzenie w tej sprawie. Podczas tego spotkania jego uczestnicy głosowali nad dwoma wariantami. Pierwszy zakładał przyznanie miejsca w finale Polonii, drugi wariant to rozegranie meczu o miejsce w finale między Widzewem a bydgoskim zespołem. Większość opowiedziała się za Polonią i to ona zagrała w finale. Cała sprawa przesunęła termin rozegrania meczów finałowych i o 3 miejsce o 3 tygodnie.

Obrazek

Widzew ostatecznie zagrał przeciwko Odrze Opole. W pierwszym meczu w Opolu po golu Dariusza Marciniaka wygraliśmy 1:0. Rewanż na głównej płycie naszego stadionu,w obecności ponad 2 tysięcy osób, nie był udany, młodzi piłkarze przegrali bowiem 0:2 i ostatecznie zajęli 4 miejsce w Polsce.
Najważniejszymi piłkarzami byli: Andrzej Woźniak, Cezary Tąder, Paweł Zawadzki, Dariusz Marciniak, Krzysztof Pawlak. Ponadto w składzie byli : Misztal, Turek, Olczyk, Jeżyna, Świątczak, Pałasz, Głowacki, Jacak, Królikowski, Łopaciński, Bogdan.

Podsumowując, trzy różne rozgrywki, trzy różne regulaminy, w każdym zupełnie inny zapis. Każdy z trzech regulaminów zadziałał na niekorzyść naszego klubu.
Patrząc na suche wyniki niewątpliwie były dobre, jednak patrząc na kulisy tych wydarzeń widać że mogły być dużo lepsze.
Jedynie rezerwy naszego klubu w tamtym sezonie nie miały większych problemów z regulaminami, ba, odniosły sukces. Podopieczni trenera Mirosława Westfala poprzez dobre występy w okręgowych rozgrywkach Pucharu Polski, awansowali na centralny poziom tych rozgrywek.
moni@
Posty: 119
Rejestracja: sob lis 23, 2019 8:45 pm

Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części

Post autor: moni@ »

Z tamtej drużyny kojarzę tylko Chodakowskiego i Kubale.
Awatar użytkownika
Pomyslowy Dobromir
Klub 1910
Posty: 857
Rejestracja: ndz maja 11, 2008 11:31 am

Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części

Post autor: Pomyslowy Dobromir »

Wielkie brawa dla Świstaka za te wszystkie znaleziska i świetne opisy!

Ja ma parę zdjęć, ale już sam się pogubiłem, czy to na pewno z tego sezonu i meczów opisanych powyżej, bo opisy są strasznie pomieszane.

Obrazek

Obrazek
swistak
Klub 1910
Posty: 286
Rejestracja: ndz maja 11, 2008 1:42 pm
Lokalizacja: Zgierz

Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - część 4 "Cwejba"

Post autor: swistak »

W historii występów Widzewa, oraz lokalnego rywala, Łksu, zagrało kilka w jednej i drugiej drużynie kilku piłkarzy. Zazwyczaj stawali się oni wrogami kibiców jednej jak i drugiej drużyny. Jest jednak jeden piłkarz, który podpadł jednej i drugiej stronie, mimo iż nie rozegrał w nich nawet minuty. Kto to taki?

26 października 1993 na głównej płycie naszego stadionu odbył się mecz towarzyski. Naszym przeciwnikiem była reprezentacja Rosji. Do Łodzi sprowadził ją Andrzej Grajewski, który określał się jako menager Widzewa. Grajewski był także menagerem reprezentacji Rosji, to on zorganizował tournée Rosjan po USA, on także transferował piłkarzy z ligi rosyjskiej na zachód.

Reprezentacja Rosji, przygotowująca się do mistrzostw świata które miały odbyć się w 1994 roku na boiskach w Stanach Zjednoczonych, do Łodzi przyjechała prawie w najsilniejszym składzie. Kibice i działacze Widzewa, jak i lokalnego rywala, nie czekali jednak na takich piłkarzy jak Czerczesow, Szalimow, czy Onopko. Czekano na... Achrika Cwejbe. Czemu akurat na niego i czemu akurat działacze i kibice dwóch klubów?

Obrazek

W lutym tego samego, 1993 roku, działacze klubu zlokalizowanego przy dworcu Łódź Kaliska zaprosili na testy 27-letniego stopera Dynama Kijów, właśnie Achrika Cwejbe. Po dwóch tygodniach treningów i rozegraniu w tym czasie 3 meczów sparingowych, zdecydowano wykupić go z ukraińskiego klubu. Cwejba podpisał kontrakt wstępny, zainkasował zaliczkę za transfer (7 tysięcy marek) i udał się na Ukrainę, aby załatwić niezbędne formalności z pozwoleniem na grę w Polsce.
Achrik wyjechał i ślad po nim zaginął, działacze Łksu wypatrywali piłkarza dniami i nocami, ten jednak nie wracał.

Cwejba dość niespodziewanie przyjechał w kwietniu do Łodzi, ale... na Widzew. Potrenował, pokazał swe piłkarskie rzemiosło, przekonał sztab szkoleniowy że warto z nim podpisać kontrakt. I ten kontrakt 7 kwietnia podpisano. I ponownie wyjechał na Ukrainę załatwić formalności. Na Widzew miał wrócić 14 kwietnia. Wrócił, ale dopiero w październiku z reprezentacją Rosji rozegrać mecz towarzyski. Nic dziwnego że rozwścieczył działaczy i kibiców Widzewa, Łksu zresztą też.

W meczu tym, Cwejba wystąpił w wyjściowym składzie, jednak każdy jego kontakt z piłką "nagradzany" był gwizdami widzewskiej publiczności, prawie jak Marek Citko w kwietniu 2000 roku. Po 20 minutach Cwejba miał dość i symulując kontuzję zszedł z placu gry.
Co na to sam zainteresowany? W wywiadzie udzielonym przed meczem oczywiście wszystkiemu zaprzeczył. Zarzekał się iż żadnych umów nie podpisywał, a tym bardziej nie wziął pieniędzy za te umowy. Ostatecznie Cwejba został karnie przesunięty do rezerw Dynama, by latem 1993 przejść do Kamaza Nabiereżnyje Czołny.

Będąc przy tym meczu warto wyprostować błąd który pojawia się w mediach dotyczących autora bramki dla Widzewa. Wszystkie źródła podają Andrzeja Michalczuka. Prawda jest zupełnie inna. Szukając informacji o tym meczu dotarłem do archiwum Telewizji Polskiej w Łodzi. Tam zachował się skrót z tego meczu. Po obejrzeniu tego materiału w 100 % mogę napisać iż to nie Michalczuk strzelił tego gola, tylko Paweł Miąszkiewicz.
swistak
Klub 1910
Posty: 286
Rejestracja: ndz maja 11, 2008 1:42 pm
Lokalizacja: Zgierz

Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - część 5 "Dyskwalifikacja".

Post autor: swistak »

Dyskwalifikacja w życiu każdego sportowca to wielki problem, w ten sposób karze się za drastyczne naruszenie praw i zasad. W piłce jest to problem także klubu w którym ukarany piłkarz występuje.
W historii naszego klubu kilka razy zdarzyło się, że piłkarze dostali przymuszony odpoczynek. Dyskwalifikacje były nakładane z różnych przyczyn. Były poważne jak i śmieszne.

Najpoważniejszym przewinieniem był zarzut o korupcję, którą miał uczynić Andrzej Grębosz. Miało to miejsce w sezonie w którym wywalczyliśmy pierwszy raz tytuł najlepszej drużyny w kraju, a więc 1980/1981.

Obrazek

Wszystko miało dziać się 9 maja 1981, dzień przed meczem w Bydgoszczy z Zawiszą.
Według działaczy Zawiszy, Grębosz miał przyjechać do Bydgoszczy zieloną zastawą, i w lokalu oddalonym od stadionu Zawiszy o 300 metrów spotkać się z ich piłkarzem, Adamem Kensym.
Dzień później wygraliśmy w Bydgoszczy 2:1, a ich działacze oskarżyli o sprzedanie meczu 3 piłkarzy, Kensego oraz Kwapisza i Czerniawskiego. Cała trójka została odsunięta od drużyny, a ich brak tłumaczono "niedysponowaniem".
Afera jednak wyszła na jaw. Zawisza wydał oficjalne stanowisko w tej sprawie: "
Wobec przyznania się A. Kensego do faktu pertraktacji z przedstawicielami drużyny przeciwnej na temat wyniku meczu za określony ekwiwalent pieniężny zarząd klubu postanowił wystąpić o roczną dyskwalifikację"
Ten wyparł się tego oświadczenia i dyskwalifikację mu cofnięto. A co z Gręboszem?
Do Bydgoszczy zawitał sztab z prezesem Ludwikiem Sobolewskim na czele. Dostali wyjaśnienia od działaczy i piłkarzy Zawiszy, tłumaczyli że z naszym piłkarzem nie mają obecnie kontaktu. Sprawa trafiła jednak do PZPN. Działacze piłkarskiej centrali po zapoznaniu się z całą sprawą nałożyli na naszego piłkarza dwuletnią dyskwalifikację. Później ten okres został skrócony do jednego roku rozbratu z piłką. Grębosz był załamany i chciał nawet zakończyć karierę.
Smaku całej sprawie dodaje fakt, iż Kensy był najlepszym wtedy piłkarzem Zawiszy, a po zakończeniu sezonu kończyła mu się służba wojskowa i miał odejść, do nas.

Problem dyskwalifikacji pojawił się jednak dużo wcześniej, w sezonie naszego pierwszego występu na boiskach 1 ligi, a więc w 1948 roku.
W połowie sezonu, PZPN ukarał Kazimierza Gbyla oraz Kazimierza Wiernika, odpowiednio pół roczną oraz roczną dyskwalifikacją. Powód? Zbytnie zaangażowanie. Gbyl w ciągu 10 meczów dostał 2 czerwone kartki, a Wiernik w meczu w Warszawie przeciwko Legii, jak relacjonował Przegląd sportowy, kopnął przeciwnika bez piłki.
Celem tych zawieszeń była próba utemperowania piłkarzy Widzewa. Jak pisał Głos Robotniczy, Widzewiacy niedobory techniczne nadrabiali walecznością w grze. Lubili także często dyskutować z arbitrami.

Kolejny sezon, kolejna dyskwalifikacja. W roku 1949, Widzew, po karnej reelekcji, grał w 2 lidze. Przed sezonem najlepszy gracz łódzkiej jedenastki, a także etatowy piłkarz reprezentacji Łodzi, Zygmunt Cichocki, odszedł z klubu. Chciał podbić warszawskie boiska, dokładnie te na których grała Gwardia.
Niespodziewanie jednak Cichocki zagrał w meczu 4 kolejki rozgrywek, w której Widzew podejmował zespół Ostrovii Ostrów. Uległ niestety 0:3.
Następstwem tego meczu był protest złożony przez zespół warszawskiej Gwardii. Twierdzili, iż Cichocki został porwany przez działaczy Widzewa by ten zagrał przeciwko Ostrovii. A ponieważ podpisał kartę wstąpienia do Gwardii nie mógł grać w innej drużynie.

Sprawa trafiła do PZPN, który ukarał Widzew walkowerem 0:3, Cichockiego 2-miesięczną dyskwalifikacją, a trzech działaczy Widzewa, Głogowski, Jaśmina oraz Seniw, zostali odsunięci od pełnienia jakichkolwiek funkcji w piłkarskie.

Obrazek

Wyjaśnienie tej sprawy powierzono łódzkiemu związkowi piłki nożnej.
Cała sprawa w wyjaśnieniem trwała prawie 3 miesiące, po której zapadł wyrok.
PZPN podtrzymał karę dyskwalifikacji dla Cichockiego, utrzymał walkower przeciwko Widzewowi, a 3 wspomnianych działaczy ukarał naganą.
Obrazek



Dyskwalifikacje w naszym klubie pojawiły się już dużo wcześniej. I dotyczyły różnych przyczyn. Odnotujmy te najważniejsze i najsurowsze. Wiosną 1930 roku, nasz zawodnik, Władysław Surowiecki, po 2 latach reprezentowania naszego klubu, chciał odejść z Widzewa. Nie załatwił tego jednak należycie, a więc nie złożył deklaracji o opuszczeniu naszego klubu. Podpisał za to deklarację wstąpienia do drużyny KP Zjednoczone. Zatem miał podpisane deklarację w obu klubach jednocześnie. Sprawa ta trafiła oczywiście do rozpatrzenia przez ŁOZPN. Po ponad miesięcznym rozpatrzeniu, i zbadaniu sprawy, łódzki związek w dniu 2 lipca 1930 roku, zdyskwalifikował zawodnika na okres jednego roku. Na poczet tej kary uznał już czas oczekiwania na werdykt. A więc Surowiecki nie mógł grać w piłkę do 23 maja 1931 roku.

Roczna dyskwalifikacja przytrafiła się także innemu piłkarzowi u wczesnego Widzewa, Alfredowi Nowiszewskiemu. Tak naprawdę okoliczności zajścia, po których dostał tak surową karę, są owiane tajemnicą. Wiadomo jednak, iż Nowiszewski dopuścił się pobicia członka zarządu naszego klubu. Działo się to pod koniec listopada 1931 roku. Nowiszewski decyzją łódzkiego związku został zawieszony od 3 stycznia 1932, aż do 6 stycznia 1933 roku.

Pierwszą w historii naszego klubu dyskwalifikację, nasz piłkarz dostał w... 1912 roku, a więc w drugim sezonie gier Widzewiaków w mistrzostwach Łodzi. Zawieszony został nowo przybyły do klubu, bramkarz Andrzejczak. Dostał on karę, przez którą nie mógł zagrać... jednego meczu! Łódzki związek ukarał w ten sposób naszego piłkarza za nieprawidłowości w zmianie barw klubowych.


Ostatnia sprawa nie dotyczy bezpośrednio piłkarza naszego klubu, tylko zawodnika drużyny przeciwnej. Jednak afera z nim związana wynikła po meczu przeciw Widzewowi.
W maju 1993 graliśmy mecz w Warszawie z Legią, wtedy walczącą o tytuł mistrza. W zespole warszawskim wystąpił piłkarz rodem z ZSRR, Roman Zub. W meczu tym, jak wspomina Mirosław Myśliński, którego nie dało się wygrać, przegraliśmy 2:1. Na pomeczowym badaniu antydopingowym, na który został wytypowany wspomniany Zub, badanie wykazało wysoki poziom testosteronu. Powtórne badanie także.
Wynikła z tego wielka afera, bowiem Legii groziły walkowery za każdy mecz, w którym zagrał w jej barwach Zub. A było ich 10. Samemu zawodnikowi oczywiście groziła dyskwalifikacja.
Ostatecznie Legii upiekło się i żadnej kary klub nie poniósł. Roman Zub tyle szczęścia nie miał, dostał bowiem roczną dyskwalifikacje.
Ostatnio zmieniony śr wrz 29, 2021 12:01 am przez swistak, łącznie zmieniany 2 razy.
włod.
Klub 1910
Posty: 387
Rejestracja: pn maja 12, 2008 10:17 am

Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części

Post autor: włod. »

Te dwa wycinki o Cichockim z jakich gazet są?
swistak
Klub 1910
Posty: 286
Rejestracja: ndz maja 11, 2008 1:42 pm
Lokalizacja: Zgierz

Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części

Post autor: swistak »

włod. pisze:Te dwa wycinki o Cichockim z jakich gazet są?
Dziennik łódzki
swistak
Klub 1910
Posty: 286
Rejestracja: ndz maja 11, 2008 1:42 pm
Lokalizacja: Zgierz

Re: ''(Nie)Zapomniane historie" część 6: "Bonus"

Post autor: swistak »

W latach 80-tych, gdy Widzew był jednym z najlepszych klubów piłkarskich w Polsce, oraz regularnie występował w europejskich pucharach, a piłkarze naszego klubu stanowili trzon reprezentacji, nasi zawodnicy stanowili " łakomy kąsek" dla bogatszych klubów zachodnioeuropejskich.
Zmiana klubów nie była jednak wtedy tak prosta jak teraz, gdy do porozumienia wystarczą dwie zainteresowane strony.
Zgodę na transfer piłkarza za granicę musiał wyrazić aparat rządzący, piłkarz musiał mieć ukończone 30 lat, a 40 % ze sprzedaży zawodnika trafiało do kasy państwa.
Jednak nasz ówczesny prezes, Ludwik Sobolewski, potrafił choć trochę zrehabilitować klubowi tą stratę pieniędzy.
W kontrakcie umieszczano zapis o dodatkowym bonusie dla Widzewa. Jakie to były bonusy? Przyjrzyjmy się tym najciekawszym.

Ryszard Kowenicki, jeden z najlepszych piłkarzy końca lat 70-tych, strzelec bramki w meczu z St. Etienne, po rundzie jesiennej sezonu 1979/1980, postanowił odejść z Łodzi. Jego nowym klubem został angielski Oldham. Jako że miał już 32 lata, system partyjny nie stanowił problemu. W ramach umowy za transfer Kowenickiego do Anglii, Widzew, jako bonus, otrzymał... koszulki Umbro! Już w rundzie wiosennej widzewiacy biegali po boiskach właśnie w tych koszulkach.
Obrazek

Wiosną 1982 roku wszyscy żyli transferem Zbigniewa Bońka do Juventusu. Podobny kierunek obrał Władysław Żmuda, który przeniósł się do Verony.
Boniek kontrakt z Juventusem podpisał jeszcze przed mistrzostwami Świata w Hiszpanii, w przypadku Żmudy mogło być podobnie, bowiem jego pozyskanie sondowała Fiorentina. Ostatecznie działacze Violi sprowadzili Davida Passarele, a Żmuda przeszedł do Verony.
W umowach przejścia obu graczy były zapisy nie tylko o kwocie odstępnego ( Boniek kosztował 1,8 mln dolarów, a Żmuda 0,42 mln dolarów), lecz także bonus w postaci obowiązku rozegrania przez Widzew meczów towarzyskich z Juventusem oraz Veroną.
Piłkarze Widzewa na półwysep apeniński ruszyli wszystko sierpniu 1982 roku, już po rozpoczęciu sezonu ligowego.
24 sierpnia wylecieli oni do Mediolanu, gdzie przesiedli się w autokar wiozący ich do Turynu. Mecz z Juventusem odbył się 25 sierpnia na Stadio Comunale w obecności ponad 40 tysięcy widzów. Był to także pierwszy mecz Bońka w Turynie. Przywitał się z kibicami Juve najlepiej jak mógł, strzelił bowiem 2 bramki, jedną dołożył król strzelców mundialu, Paolo Rossi, i mistrz Włoch wygrał z mistrzem Polski 3:0. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział że już za parę miesięcy przyjdzie naszym piłkarzom zagrać tam ponownie.
Obrazek
Widzewiacy noc spędzili w Turynie, rano ruszyli do Verony, gdzie wieczorem zagrali mecz z nowym klubem Władka Żmudy. Tym razem naszym zawodnikom poszło lepiej i padł wynik 2:2.
Łódzcy piłkarze nie tylko grali podczas tego wyjazdu. Odpoczywali bowiem oni nad jeziorem Lago gi Garda, widzieli krzywą wieżę w Pizie oraz zwiedzili Wenecję.
To był krótki lecz bardzo udany wyjazd mistrzów Polski.

Podobnym wyjazdem było rozliczenie w ramach transferu Józefa Młynarczyka. Nasz, najlepszy bramkarz odszedł latem 1984 do francuskiej Bastii, lecz zgrupowanie wykorzystano dopiero wiosną 1986, gdy ten już bronił bramki portugalskiego FC Porto.
Liga w sezonie 1985/1986 zakończyła się pod koniec kwietnia, aby reprezentacja mogła najlepiej przygotować się do Mistrzostw w Meksyku. Parę dni po zakończeniu ligi, 29 kwietnia 1986, nasi piłkarze polecieli do Paryża, gdzie spędzili noc. Dzień później polecieli już do Porto.
Podczas trwającego tydzień czasu zgrupowania, widzewiacy trenowali w ośrodku treningowym mistrza Portugalii. Jeden dzień jednak był wolny od zajęć i nasi piłkarze zwiedzili miasto.
Nie samymi treningami jednak piłkarz żyje. Łodzianie rozegrali podczas tego pobytu 3 mecze towarzyskie.
Najpierw pokonaliśmy Salgueiros 1:0, następnie przegraliśmy z Sportingiem Braga 1:2. Punktem kulminacyjnym był jednak mecz przeciwko FC Porto na Estadio das Antas. Mimo dobrej postawy przegraliśmy ten mecz 0:2.
Na marginesie jako ciekawostkę można dodać, iż podczas tej wyprawy doszło do wybuchu elektrowni w Czarnobylu, nie przeszkodziło to w planach naszym piłkarzom i bez problemu wrócili do Łodzi. Dodają, że największym plusem tego zgrupowania był fakt, iż dzięki nieobecności w Polsce w tych dniach uniknęli picia płynu Lugola ;)

Na kolejny bonus w zapisie umowy transferowej, Widzewiacy czekali do lipca 1986. Wykorzystali wtedy punkt w kontrakcie za sprzedaż Mirosława Tłokińskiego.
Jak w przypadku Młynarczyka, Tłokiński odszedł dużo wcześniej, bo latem 1983 do Francji, do Lens. W 1986 grał już w szwajcarskim Chenois.
Widzew między sezonami 1985/1986 a 1986/1987 grał w meczach o Puchar Intertoto. 5 lipca Graliśmy mecz w Szwajcarii przeciwko drużynie St. Gallen. Następny mecz mieliśmy zagrać tydzień później w Niemczech z zespołem Magdeburga. Właśnie między tymi meczami Widzewiacy odbyli zgrupowanie.
Kulisy tego wyjazdu opowiedział Andrzej Szulc: "Mieliśmy taki nietypowy wyjazd do Szwajcarii. Graliśmy w pucharze Intertoto w St. Gallen. Po meczu prezes Sobolewski wpadł na pomysł, aby pojechać do Genewy i odbyć zaległy obóz sportowy za Mirka Tłokińskiego. Taki spontan, tyle tylko, że ani Mirek, ani jego klub nic o tym nie wiedzieli. Zaczęło się dzwonienie do Mirka i organizowanie całego naszego pobytu. Chaos był niesamowity, umieścili nas w 2 hotelach, ja jako młody i i chyba 3 innych młodszych kolegów trafiliśmy do gorszego lokum, na szczęście razem z nami poszło 2 starszych( Podsiadło i Klepczyński) i dzięki temu ,że wkurzył się na warunki w tym hotelu, przenieśli nas do tego co byli pozostali. Podostawiali łóżka w pokojach, jednak dla mnie brakło miejsca i przygarnął mnie do swojego pokoju kierownik Tadziu Gapiński, niby wszystko ok, tylko w tym pokoju było łóżko małżeńskie, więc cały tydzień byliśmy małżeństwem z Gapkiem. Cały pobyt był do bani, jeździliśmy tramwajami na treningi, codziennie w innej restauracji jadaliśmy posiłki. Wtedy nie było nam do śmiechu, ale z perspektywy czasu jest co wspominać."

Jeden z wielkich piłkarzy lat 80-tych, Włodzimierz Smolarek, opuścił Widzew latem 1986. Jego nowym klubem został Eintracht Frankfurt.
Widzew, oprócz pieniędzy, z tego transferu otrzymał jeszcze wyjazd na zgrupowanie.
Organizatorem był Eintracht, a odbyło się ono przed rundą wiosenną sezonu 1986/1987.
Widzewiacy trenowali od 21 stycznia do 1 lutego w miejscowości Romrod Alsfeid niedaleko Frankfurtu. Nie rozegrali jednak wiem czasie żadnego meczu sparingowego. Jak mówili sami piłkarze, bardzo ciężko wtedy pracowali.

Ostatnim tego typu bonusem wyjazdowym był obóz przygotowawczy w Belgii, w ramach transferu Marka Dziuby do Sint Truiden.
Nasi piłkarze przebywali tam przed rundą wiosenną sezonu 1987/1988, a, dokładnie od 6 do 14 lutego. Mieszkali i trenowali w Sint Truiden.
Tak wspomina ten wyjazd jeden z ówczesnych piłkarzy: "Spaliśmy tam u Polaków mieszkających tam od lat. Był to wyjazd z cyklu turystyczno- sportowych. Dużo zwiedzaliśmy, mało trenowaliśmy i graliśmy , a przeciwnicy byli regionalni. "
Widzew zagrał w Belgii 3 mecze, rywale nie do końca byli regionalni.
Pierwszy mecz rozegraliśmy z beniaminkiem belgijskiej ekstraklasy, właśnie z Sint Truiden. Wygraliśmy ten mecz po golu Przybysia 1:0. Kolejny rywal to drugoligowe Geels, a trzecim, ostatnim rywalem był lider 2 ligi belgijskiej, Patro Eisden, któremu ulegliśmy 3:0.

Po tym zgrupowaniu nastąpił koniec wyjazdów, meczów i zgrupowań w ramach umów kontraktowych za sprzedaż zawodników.
Awatar użytkownika
Pomyslowy Dobromir
Klub 1910
Posty: 857
Rejestracja: ndz maja 11, 2008 11:31 am

Re: ''(Nie)Zapomniane historie" część 6: "Bonus"

Post autor: Pomyslowy Dobromir »

Historia jak zwykle świetna, super się czyta te Twoje ciekawostki! :klaszcze:

A co do koszulek na zdjęciu - niby wszyscy w Umbro, ale Piotr Gajda wyraźnie w Le Coq Sportif :)
Awatar użytkownika
nazgul Sagan
Klub 1910
Posty: 1389
Rejestracja: pt sie 03, 2012 3:57 pm
Lokalizacja: Wrocław

Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części

Post autor: nazgul Sagan »

Panowie i Panie.
Czy ktoś pomógłby w identyfikacji z jakiego meczu pochodzi ten bilet?
Wiem,że to był mecz sparringowy ale nie wiem z jaką Polonią i nie znam dokładnej daty.
Będę wdzięczny za pomoc.
Obrazek
swistak
Klub 1910
Posty: 286
Rejestracja: ndz maja 11, 2008 1:42 pm
Lokalizacja: Zgierz

Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części

Post autor: swistak »

nazgul Sagan pisze:Panowie i Panie.
Czy ktoś pomógłby w identyfikacji z jakiego meczu pochodzi ten bilet?
Wiem,że to był mecz sparringowy ale nie wiem z jaką Polonią i nie znam dokładnej daty.
Będę wdzięczny za pomoc.
Obrazek
Mogę się mylić, ale wygląda to na mecz z 7 lutego 1976 roku z Polonią Warszawa, wygranego 5:0
wiara1977
Klub 1910
Posty: 642
Rejestracja: ndz paź 12, 2008 7:54 pm
Lokalizacja: szlezyng/śródmieście

Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - scalone wszystkie części

Post autor: wiara1977 »

swistak pisze:
nazgul Sagan pisze:Panowie i Panie.
Czy ktoś pomógłby w identyfikacji z jakiego meczu pochodzi ten bilet?
Wiem,że to był mecz sparringowy ale nie wiem z jaką Polonią i nie znam dokładnej daty.
Będę wdzięczny za pomoc.
Obrazek
Mogę się mylić, ale wygląda to na mecz z 7 lutego 1976 roku z Polonią Warszawa, wygranego 5:0
Raczej późniejsze czasy Bilet przestęplowany z nową cena z 48 na 200 zł Do tego wyszczególniona Trybuna W latach 70 bilety na Widzewie
były bez rejonizacji miejsca i o ile dobrze pamiętam miały stempelek Wydziału finansowego Urzędu Miasta Ale mogę nie pamietać dokładnie bo wtedy jako dzieciak wchodziło się na hasło Proszę pana mogę wejść z panem A bileter zawsze przymykał oko
swistak
Klub 1910
Posty: 286
Rejestracja: ndz maja 11, 2008 1:42 pm
Lokalizacja: Zgierz

Re: ''(Nie)Zapomniane historie" - część 7: "Kopenhaga"

Post autor: swistak »

Słowa wypowiedziane przez redaktora Zimocha : " ... Panie Turek niech Pan już kończy to spotkanie... " czy "Turku kończ ten mecz" Kibice Widzewa znają praktycznie na pamięć. Obudzeni w środku nocy bez zastanowienia powiedzą że wypowiedział je Tomasz Zimoch z Polskiego Radia podczas komentowania meczu eliminacji Ligi Mistrzów w 1996 roku w Kopenhadze gdzie Widzew grał z Broendby.

Jednak to nie był pierwszy mecz w europejskich pucharach między Widzewem a Broendby.
Po ukończeniu sezonu 1985/1986, zakończonym zdobyciem 3 miejsca, nasi piłkarze przystąpili do rozgrywek Pucharu Intertoto. W jednej grupie, oprócz Widzewa i Broendby, wystąpiły jeszcze szwajcarski St.Gallen oraz niemiecki Magdeburg.
Puchar Intertoto to była możliwość rozegrania meczów z dobrymi drużynami w Europie, na dobrych stadionach. A sami piłkarze podczas takich wyjazdów mogli zobaczyć wiele ciekawych miejsc.

Pierwszy mecz w Pucharze Intertoto w 1986 roku Widzewiacy zagrali właśnie w Kopenhadze przeciwko Broendby, a sam mecz odbył się w sobotę 14 czerwca, więc w trakcie trwania Mistrzostw Świata w Meksyku.
Drużyna na ten mecz wyruszyła w czwartek. Po dotarciu autokarem do granicy z Niemcami, na odprawie celnicy mocno "trzepali" nasz pojazd a także samych zawodników, czy przypadkiem czegoś na przemyt nie wiozą. Reszta podróży obyła się już planowo i bez takich niespodzianek. Warto dawać fakt, iż Widzewiacy płynęli promem, co dla niektórych było już olbrzymim przeżyciem.
Po dotarciu do Kopenhagi, piłkarze mieszkali w 5 gwiazdkowym hotelu, na terenie którego było pole golfowe.
Typowo piłkarski stadion ze świetnie przygotowaną murawą zrobił na naszych graczach duże wrażenie. Sam mecz był dość wyrównany, jednak przegraliśmy go 0:3. Sami piłkarze przyznają że trochę pechowo.
Na trybunach ten inauguracyjny mecz w tych rozgrywkach oglądało jednak niewielu kibiców.
Piłkarze Widzewa, w Kopenhadze byli 3 dni. Oprócz rozegrania meczu, nasi zawodnicy zwiedzili miasto, widzieli zmianę warty przed pałacem królewskim, słynną syrenkę która 10 lat później była ubrana w szalik Widzewa, ale największe wrażenie wywarła wizyta w galerii Handlowej, w której w centralnym punkcie znajdowało się wesołe miasteczko wielkości łódzkiego lunaparku.
Wyjazd ten pod względem sportowym nieudany, jednak widzewiacy byli bardzo z niego zadowoleni.
Z tym wyjazdem wiąże się pewna ciekawostka. 18-letni wtedy Andrzej Szulc, uczeń technikum, po powrocie do szkoły, podczas godzin wychowawczych opowiadał co wtedy widział i przeżył, w tej właśnie Kopenhadze.

Wizyty w Kopenhadze nie zapomną także nasi młodzi piłkarze z rocznika 1989, którzy w 2004 roku udali się na turniej do miejscowości oddalonej o 60 km od Kopenhagi.
Pewnego dnia pojechali na wycieczkę do stolicy Danii, bowiem chłopcy bardzo naciskali na wizytę na stadionie i przeżyli szok z jakim szacunkiem Pan przyjmujący ich na stadionie do nich podszedł jak dowiedział się , że to jest drużyna młodzieżowa Widzewa. Bardzo miło ich przyjęto i wpuszczono na murawę , gdzie mogli zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia.
8 lat od pamiętnego meczu, a stadion Broendby został podwyższony o kolejny rząd trybun, obok głównego stadionu było 14 boisk treningowych z pięknymi zielonymi płytami, a stadion Widzewa to nadal był stary PRL. Oczywiście po powrocie musieli dalej trenować na boisku przy Niciarnianej porośniętym chaszczami.
ODPOWIEDZ